1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Rak nerki + rak płuc - ciąg dalszy |
maja12
Odpowiedzi: 407
Wyświetleń: 147172
|
Dział: Nowotwory układu moczowo-płciowego Wysłany: 2010-01-17, 10:32 Temat: Rak nerki + rak płuc - ciąg dalszy |
pixi,
Przepraszam że się wtrącę, ale obserwuję Twój wątek od dłuższego czasu i Wam kibicuję, przyszła mi do głowy myśl że krew w domu może pobrać pielęgniarka środowiskowa- tak robiłyśmy z mamą, tylko miałyśmy skierowanie od rodzinnego. Ale myślę że nawet odpłatnie mogłaby to zrobić...
Moja mama też nie miała siły żeby do laboratorium podjechać.
Pozdrawiam. |
Temat: guz płuca prawego-Adeno ca. |
maja12
Odpowiedzi: 824
Wyświetleń: 270067
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2010-01-12, 21:54 Temat: guz płuca prawego-Adeno ca. |
jusia,
współczuję
(*) |
Temat: Rak szyjki macicy |
maja12
Odpowiedzi: 31
Wyświetleń: 26140
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2009-11-06, 23:24 Temat: Rak szyjki macicy |
zufed napisał/a: | Witaj
opis badania TK potwierdza poprzednia diagnozę i mówi również, że w obrzarze badanym nie stwierdza się przerzutów nowotworu.
Co do czekania 2 miesiące też uważam że to trochę długo.Spróbujcie uderzyc do innego ośrodka:Gliwice, Kraków może?
Co do leczenia to możecie się spodziewać radioterapii ( wewnętrznej tzn brachyterapii lub zewnętrznej teleradioterapii) wraz z chemioterapią ale ostatecznie kwalifikować i decydować będzie lekarz.
Możecie zerknąć w to opracowanie, omówione są tak stadia zaawansowania raka szyjki macicy w bardzo przystępny sposób: http://www.profilaktykarsm.pl/files/05.03.03.pdf
Wiem, że zabrzmi to jak banał, ale myśl pozytywnie i wspieraj mamę. Zafundujcie sobie jakąś małą przyjemność jak np wspólny spacerek, jakaś dobra kawa w fajnej kawiarni, należny Wam się
Pamiętaj, musisz być silna dla mamy, będzie potrzebowała Twojego wsparcia.
trzymaj się cieplutko i daj znać co powie lekarz we wtorek.jak będziesz miała jakieś pytania pisz, postaramy się wspólnymi siłami pomóc.
pozdrawiam
zuza |
Prawie we wszystkim zgadzam się z Zuzą- moja mama też chorowała- gdzieś tutaj jest jej wątek, Też miała 3b- a to duże prawdopodobieństwo przerzutów np w kościach, więc ja bym naciskała na scyntygrafię- teraz więdząć tyle ile wiem.Dobrze że zrobią badanie pęcherza, ale przydałoby się sprawdzić jeszcze jelito- kolonoskopią.
Na pewno duże znaczenie ma stan Mamy- jeśli jest w dobrej kondycji to ok, tylko jeśli można by przyspieszyć leczenie byłoby dobrze. Moja Mamusia jeszcze dostawała raz w tygodniu chemię, żeby uwrażliwić nowotwór. |
Temat: Rak szyjki / trzonu macicy, zaawansowany |
maja12
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 23287
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2009-09-19, 20:22 Temat: Rak szyjki / trzonu macicy, zaawansowany |
AgnieszkaM napisał/a: | Prosze doradzcie. Ja juz nie wiem gdzie szukac. Mamie puchnie lydka. Jest strasznie opuchnieta, twarda i bolesna. Ona boi sie, ze to znak, ze nerki przestaja funkcjonowac, a bez nerek to wiadomo...
| |
Witaj, moja mama miała podobne objawy, ale przyczyn o ile dobrze wiem może być wiele, u mojej mamy na początku było podejrzenie zakrzepicy- dostawala zastrzyki- fraxiparyne- później, gdy spuchła jej druga noga, lekarz powiedział mi że po prostu guz uciska żyły i krew nie może swobodnie odpływać z nóg, Może też być to opuchlizna związana z węzłami chłonnymi, lub nerkami,lub też skutkiem ubocznym chemii, możliwości jest wiele i myślę że lekarze nie powinni tego bagatelizować. |
Temat: Rak szyjki macicy zaawansowany |
maja12
Odpowiedzi: 14
Wyświetleń: 33283
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2009-09-14, 21:05 Temat: Rak szyjki macicy zaawansowany |
Mam chwilę żeby napisać ciąg dalszy zmagań mojej mamy z chorobą-
Od kwietnia codziennie zastrzyki Fraxiparine raz albo dwa dziennie w zależności od wyników badań krwi-.Jedno dobre posunięcie to wizyta w poradni leczenia bólu- dostała morfinę i zaczęła normalnie spać w nocy i jeść.Chyba na jakiś czas odżyła nie czując bólu,w połowie kwietnia mama zaczęła przysypiać, nawet w środku rozmowy- Bardzo niska hemoglobina i pobyt w szpitalu- podano krew, mama lepiej się poczuła. Zapisałam ją do hospicjum domowego- za radą onkologa, pani doktor była na pierwszej wizycie, ale zdecydowałyśmy że będziemy dzwonić gdy będzie potrzeba. Spuchła druga noga... Strasznie- widocznie guz się rozrastał w tempie błyskawicznym, zrobiło się wodobrzusze. Początek maja - w końcu rezonans- mama źle go zniosła, spała prawie 48 godzin- taka osłabiona była. Tydzień czekania na wyniki- w międzyczasie znów wizyta w szpitalu- postanowiono na razie nie cewnikować nerek ponieważ wodonercze nie było takie wielkie. Mama dostała kilka kroplówek i wróciła do domciu z zapasem furosemidu. Bardzo dobrze wspominała wizyty w tym szpitalu-lekarze z sercem i bardzo dobrym podejściem do pacjenta. Kiedy odebrałam wyniki rezonansu- staneło mi na chwilę serce- takie spustoszenie poczyniło raczysko, że aż miałam wyrzuty sumieniaże mamę narażałam na ten stres. Wszystkie narządy prawie zajęte przez nacieki, moczowody, pęcherz, tętnice, przerzuty w kościach i złamania patologiczne kręgosłupa..... Do onkologa poszłam już sama, bo mama nie bardzo miała siły, z małą iskierką nadziei że jeszcze coś można zrobić..Niestety pani doktor odmówiła - cały świat spadł mi na głowę- jak miałam to powiedzieć mamie? No jak? Dostałam leki na wzmocnienie kości- to było gdzieś około 12 maja. Gdy wróciłam do domu mama wiedziała- zadała tylko jedno pytanie- to już mnie tam nie chcą?
Moje serce rozpadło się na tysiąc kawałków..............
Powiedziałam jej że musi najpierw kości wzmocnić, stąd te tabletki. Łykała ich wszystkich około 25 dziennie. Przestała za jakiś tydzień, brała tylko morfinę, nie jadła, spała cały czas...Nie mogła się załatwić więc dostała od lekarza rodzinnego syrop- który jak się póżniej okazało spowodował niedrożność jelit. Wezwałam panią doktor z hospicjum- w ten dzień mamę mieli odwiedzić przyjaciele- czuła się super- po tygodniu zjadła trochę galaretki, miała super humor i nie spała cały dzień. Pani doktor stwierdziła na podstawie badań krwi że można zrobić to cewnikowanie nerki- dostałyśmy skierowanie do szpitala.
Wieczorem spotkanie z mamy przyjaciółmi naprawdę czuła się super, zasnęła spokojnie- następnego dnia rano potrzebowała już mojej pomocy żeby dość do toalety- dostła krwotoku z jelit. telefon na pogotowie, do hospicjum, w końcu stwierdziłyśmy że pojedziemy ze skierowaniem na urologię- Trafiłyśmy na szpitalny oddział ratunkowy- mama na wózku przesiedziała około 5 godzin przysypiając- bo lekarz nie raczył nawet tam zajrzeć. W końcu badania krwi i usg- niedrożność jelit- wizyta u urologa- on nie zrobi cewnika bo trzeba się położyć- to są jego słowa...
Wróciłyśmy na SOR myślałam że ją wezmą na chirurgię- sama miałam niedrożność więc wiem jakie to niebezpieczne. Znów czekanie.. Lekarz pojawił się po godzinie po bolesnym badaniui kazał zrobić wlewkę mamie!!!
Mi prosto w oczy powiedział żeby ją zostawić- niech umrze!! Na moje pytanie o operację powiedział że żaden chirurg jej nie ruszy!
Nigdy sobie nie wybaczę że mamę tam zawiozłam.
Wróciłyśmy grubo po 22- nawet mój mąż zauważył że coś jest nie tak. W nocy dwa razy pomagałam mamie iść do toalety, nie chciała być sama, rano już nie wstała z łóżka, dziwnie się zachowywała, była taka nieobecna i ciężko oddychała. Chciałam dzwonić po lekarza ale mówiła żeby tylko okno szerzej otworzyć bo jej duszno.
Zapaliła sobie papierosa, już nie mogła sie nawet zaciągnąć, nie mogła łyka soku wypić, a mi nawet do głowy nie przyszło że ona umiera...
Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy... Cały czas myślę co by było gdyby...
Poszłam nakarmić córeczkę, mama w tym czasie umarła...
Taka właśnie jest ta smutna nasza historia, nigdy jej nie zapomnę.
Mamo Kocham Cię, i przepraszam. |
Temat: Czy można umrzeć z głodu w XXI wieku? |
maja12
Odpowiedzi: 85
Wyświetleń: 41056
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2009-07-12, 20:09 Temat: Czy można umrzeć z głodu w XXI wieku? |
Witam, długo szukałam takiego rzeczowego forum, moja mama chorowała dokładnie rok, w maju odeszła..
Piszę bo nie umiem dać sobie z tym rady, wiem że powinnam iść chyba do psychologa, od jej śmierci minęło półtora miesiąca, życie toczy się dalej, a ja myślę tylko o jednym:
dlaczego nie udało mi sie jej pomóc...
Miała zaawansowanego raka szyjki macicy, po radioterapii radykalnej było dobrze jakieś 3 miesiące, potem już z górki leciało, ale nikt nas nie poinformował,nie uprzedził, chociaż zwracałyśmy uwagę na bóle nie do zniesienia. Długa to historia żeby opowiadać. Nie mogę sobie poradzić z tym że tyle we mnie żalu do lekarzy, że nie potrafili pokierować właściwie leczeniem, jeszcze ją wypuścili do wielkiej brytanii na miesiąc, z bólami w plecachi jak się później okazało z wielkimi przerzutami w kręgosłupie.
Nie mogę zrozumieć postawy trzech lekarzy którzy, gdy mama jeszcze się w miarę poruszała, tylko nogi miała obrzęknięte, mówili do mnie patrząc w oczy- niech pani da jej umrzeć-
Nie rozumiem....
Ostatni odesłal nas do domu wieczór przed jej śmiercią, kiedy już nie mogła jeść, miała niedrożność jelit, bez pomocy, zrobił jej wlewkę.od której właściwie się pogorszył jej stan..
Moja mama umarła, choć się tego nie spodziewałam, ona chyba też, bo nawet ze mną rozmawiała przed śmiercią, trochę nieobecna, wpatrzona w jedno miejsce, ale w miarę z sensem, tylko w nocy kiedy pierwszy raz musiałam jej pomóc pójść do łazienki się zaniepokoiłam, bo nie chciała być sama. Umarła kiedy ja karmiłam dziecko w pokoju obok... i nie pomyślałam żeby podejść do niej i pomóc kiedy kaszlnęła, a chwilę wcześniej mówiła że nie może coś odkaszlnąć. Trwało to może pięć minut gdy skończyłam i już jej nie było...
Nie umiem sobie z tym poradzić, ciągle płaczę kiedy o tym myślę, że nie trzymałam ja za rękę, nawet się nie pożegnałyśmy, że taki miała przestraszony wyraz twarzy...
Ciągle ją widzę w tym miejscu...i takie mam myśli że może gdybym podeszła do niej, ją podniosła, to by się nic nie stało, i by sobie kaszlnęła, ale by żyła.
Przepraszam za ten przydługi post, ale nie mam gdzie się wygadać, wiem że ten kto to przeszedł zrozumie.
Właściwie to nawet nie wiem czego oczekuję, może potwierdzenia że tak wygląda śmierć?
Teraz wiem, że była to dla mnie za duża odpowiedzialność, opieka może nie była taka uciążliwa, jedynie ta świadomość że mama nie chce nic wiedzieć, wszystko praktycznie załatwiałam ja- odpowiedzialność za ludzkie życie...
I nie udalo się. |
|
|