1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Guz przerzutowy do jelita grubego i nadnercza - pytania |
SebastianP
Odpowiedzi: 68
Wyświetleń: 34681
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2011-07-12, 00:38 Temat: Guz przerzutowy do jelita grubego i nadnercza - pytania |
Witajcie,
najpierw chciałbym podziękować wszystkim za kondolencje i słowa wsparcia. Mają one dla mnie szczególną wartość, bo są od Was - córek, synów, matek, ojców, żon, mężów, wnuków i innych osób, które na codzień doświadczają tego, czego ja i moja rodzina doświadczyła przez ostatnie osiem miesięcy. Pisząc pierwszy post na tym forum, a później czytając Wasze historie, nie pomyślałem, że i mnie przyjdzie czytać i przyjmować kondolencje. Ale im bliżej było końca naszej walki o tatę, tym bardziej uświadamiałem sobie, że taki dzień nastąpi. Wczoraj minął tydzień od dnia, w którym tata nas opuścił. Miałem już nie wracać na forum. Miałem ochotę schować głęboko całą dokumentację medyczną i raz na zawsze zapomnieć o wszystkim, ale coś mnie ciągnie do naszego forum. Przez ostatnie miesiące moja obecnośc na forum - raz bierna, raz czynna - stanowiła mój chleb powszedni. Zaczynałem każdy dzień od czytania forum i tak samo go kończyłem. Nie poszedłem spać, nim nie przeczytałem wszystkich nowych wiadomości. Może dlatego jest mi teraz tak trudno odciąć się od forum, bo wracają wspomnienia i ta myśl: jeśli czytam forum, to znaczy, że szukam pomocy, a jeśli szukam pomocy, to znaczy, że tata jest chory, a jeśli jest chory, to znaczy, że wciąż żyje. Ta myśl rodzi się z niedowierzania w to, co się wydarzyło w ciągu ostatniego tygodnia, i jest chyba naturalna, ale czas powoli oswajać się z rzeczywistością.
Chciałem na koniec chociaż w paru słowach napisać o ostatnich dniach i godzinach naszej walki o zdrowie i życie taty, bo bez tego opisywana przeze mnie historia nie byłaby pełna. Chociaż są to rzeczy wciąż cholernie bolesne i czasami bardzo osobiste, to chciałbym się nimi z Wami podzielić. Gdzieś na bieżąco poza forum pisałem o tym, co się dzieje. Teraz wracam do tych relacji, układam je w całość. Oto zapis ostatnich godzin naszej walki:
[1 lipca]
U nas dzisiaj bardzo podobnie jak wczoraj. Wciąż wymioty, chociaż może trochę rzadziej, ale tą samą substancją. Tata dzisiaj trochę bardziej przytomny i mniej śpi. Tylko martwią mnie problemy z oddychaniem. Strasznie tu dzisiaj zimno u nas, a tata chciał, żeby potwierać mu wszystkie okna, bo mu duszno. Faktycznie ma taki troche plytszy oddech. Ciśnienie w granicach 110/75 i puls 120.Coś mi się dzisiaj nie podoba stan taty. Bardzo osłabł i pobladł na twarzy. Ma blady nos i policzki. Dłonie i stopy są w porządku, tak mi się bynajmniej wydaje.Dziwne oczy tata dostał. Takie bardziej rozmyte i białe. Ciśnienie jest w tej chwili 111/76, a puls 130. Jest bardzo, ale to bardzo świadomy. Jak przysypia, to ma otwarte oczy i wodzi nimi w różne strony. Jedna gałka ucieka pod powiekę, a druga patrzy. Ale jak tatę zbudzę, to jest taki bardzo świadomy, tylko wolniej mówi, bo jest bardzo osłabiony. Ostatnie wymioty były koło 16.00 - tak z dobre 300ml tego świnstwa wypłynęło.
[2 lipca]
Przeżyliśmy jakoś noc, ale ze strachem. To ciśnienie wariowało - puls dochodził nawet do 160. Dzisiaj też nie jest za dobrze - 99/65/143. Tacie przez cały czas jest duszno, ale nie chce tlenu. Pootwieraliśmy okna i urchomiliśmy wiatrak, ale tacie dalej gorąco i duszno.Rano tata powiedział: "Tak, kochani, ja jutro albo pojutrze odejdę". Zapytałem, dlaczego tak sądzi. A tata mi na to: "Bo widzę już ten drugi świat. Mieszają mi się te światy." Zapytałem taty, co tam widzi, a tata powiedział, że widzi tam dużo ludzi. Później jak tatę goliłem, zapytałem, czy nie nakremować mu twarzy, a tata na to: "Całe życie się nie kremowałem, to przed śmiercią też nie będę.
[3 lipca]
Tata trochę wymiotował. Poczuł większy ból, bo oprócz zastrzyku morfiny poprosił o Sevredol. Po tym Sevredolu poczuł się lepiej, ale wciąż byłu mu bardzo duszno. Miałem już problem ze zmierzeniem tacie ciśnienia, bo aparat pokazywał błąd - chyba żyły się już tak schowały, bo nawet trudno mi było zmierzyc puls, ale raz mi się udało i był w granicach 160. Później tata juz nie chciał, żeby mu mierzyć to ciśnienie. Poprosił mamę jeszcze, żeby ugotowała mu manny, że może zje, ale zjadł tylko z dwie łyżeczki. Nasmarowałem tacie jeszcze nogi Heparyną, ale już widziałem, że nie jest dobrze. Stopy były bardzo zimne, a na nogach w różnych miejscach pojawiały sie takie sine place. Nogi miał lodowate, a mówił, że jest mu bardzo gorąco. O 22.00 podałem dacie kolejny zastrzyk morfiny. Nastawiłem sobie budzik na 2.00 na podanie morfiny. O 2.00 tata normalnie spał i w zasadzie przez sen dał mi rękę do zastrzyku. Poszedłem się chwilę zdrzemnąć. Obudziła mnie mama mówiąc, że tata dziwnie oddycha. Była godzina 4.00. Zadzwoniliśmy po brata, który przyjechał w 5 minut.
Siedzieliśmy przy tacie na łożku. Tata był świadomy, ale trochę trudno było mu mówić, gdy łapał tak ciężko powietrze. Pytałem się tatę, czy go boli. Odpowiedział trochę niewyraźnie, że tak. Pobiegłem po morfinę i podałem tacie kolejną dawkę i mówiłem, że zaraz ustąpi ból. Próbowałem tacie wyczuć puls, ale w tych nerwach nie dawałem rady. Tata patrzył na nas i poprosił jeszcze, abyśmy go podciągneli wyżej na łóżku, bo chyba trudno było mu oddychać. Zwilżaliśmy tacie usta i trzymaliśmy go za rękę. Spojrzałem na stopy. Palce były już sine i lodowate. Tata co raz ciężej oddychał. Zaczęliśmy z tatą rozmawiać - były to bardzo osobiste rozmowy i podziękowania za wszystko, co dla nas zrobił. Tata powiedział do nas:"Nie stójcie tak, usiądzie obok mnie". Co chwilę pytałem tatę, czy nas słyszy. Kiwał głowa, że tak. Pytałem się, co możemy jeszcze zrobić. Czy coś by chciał nam powiedzieć, ale nie miał już siły mówić. Tylko wydawał ciche jęknięcia. Móiliśmy tacie, jak bardzo go kochamy i że nigdy go nie zapomnimy. Zapewniałem tatę, żeby się o nas nie martwił, że damy tu sobie jakoś radę, a i tak niedługo znów wszyscy się spotkamy i już na zawsze będziemy razem. Po chwili tata przestawał oddychać. Złapał raz powietrze i cisza. Zatrważająca cisza, którą przerwała nasza rozpacz. Ale tata za chwilę raz jeszcze zawalczył i wziął głęboki oddech, po którym nastapiła cisza i zaraz jeszcze jeden oddech i znów cisza i kolejny głęboki oddech i....cisza, która przeszyła cały pókój. Patrzyłem wtedy na taty oczy i uchwyciłem ten moment, w którym uleciała dusza. Mam trzymała tatę za dłoń i tata już tylko jednym palcem zacisnął jej palec. Drugą dłoń mama trzymała na klatce piersiowej i dane było mamie poczuć, jak stanęło tacie serce....Spojrzałem na zegarek, który kiedyś tata nosił na nadgarstku, a w ostatnich dniach choroby prawie na łokciu - była godzina 5.15. Tata odszedł, a wraz z nim odeszła cząstka nas samych.
Jak w dniu, gdy zmarł tato naszej koleżanki z forum - Aneli - niebo nad Wielkopolską zapłakało...
Mijają kolejne dni, a pustka co raz większa. W domu unosi się jeszcze ten wyjątkowy zapach - mówię o nim "zapach śmierci", ale to przyjemna woń obecności taty, która przepełnia pokój, w którym spędziliśmy z tatą parę ostatnich miesięcy.
Raz jeszcze chciałbym podziękować wszystkim obecnym na forum - tym, którzy śledzili nasze zmagania i tym, którzy dzielili się swoimi osobistymi przeżyciami. Szczególnie chciałbym podziękować Peti, która dzielnie stała dzień i noc na warcie, do ostatnich godzin... Dzięki Peti! Bez Waszego wsparcia, wiedzy, dobrych myśli i modlitw ta droga byłaby nie do pokonania. I mimo że choroba odebrała nam tatę, to nie odebrała nam godności, nadziei i wiary w sens walki do samego końca. Dziękuję...
Dużo siły i nadziei dla Was wszystkich!
Sebastian |
Temat: Guz płuca prawego. |
SebastianP
Odpowiedzi: 561
Wyświetleń: 151684
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2011-07-01, 09:21 Temat: Guz płuca prawego. |
Anelio,
brak mi słów, którymi mógłbym wyrazić swój smutek i współczucie po przeczytaniu Twojego pożegnania z Tatą. Mnie czeka to samo w bardzo krótkiej perspektywie (może dni, a może już tylko godziny), ale dzięki Waszej historii walki, poświęcenia i miłości będzie mi dużo łatwiej znieść to wszystko.
Marzyłbym, aby ktoś kiedyś walczył o moje życie, jak Ty walczyłaś o życie Taty. Do końca, do ostatniego oddechu... |
Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
SebastianP
Odpowiedzi: 50
Wyświetleń: 30751
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2011-06-27, 20:24 Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
Co u Was? Jak czuje się tato? |
Temat: zaawansowany złośliwy nowotwór pęcherzyka żółciowego |
SebastianP
Odpowiedzi: 151
Wyświetleń: 58237
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2011-05-17, 12:54 Temat: zaawansowany złośliwy nowotwór pęcherzyka żółciowego |
Doroto,
serdecznie Ci współczuję i jestem pełen uznania i szacunku dla Waszej wspólnej walki o Dziadka. Każdemu życzyłbym takiej miłości i oddania, jaką obdarzyłaś swojego Dziadka. Wasza historia walki jest bardzo piękna i wzruszająca, ale przede wszystkim pokazuje nam wszystkim jak godnie żyć z tą chorobą i jak godnie przejść na drugą stronę życia. Jestem Ci wdzięczny za to, że dzieliłaś się z nami Waszą historią. Myślę, że wszystkim czytającym o Twoich emocjach i zmaganiach z chorobą jest dużo łatwiej w tych trudnych chwilach. Ja często będę wracał do Twoich postów.
Wasza Miłość pokonała śmierć.
Życzę Wam dużo siły na najbliższy czas.
Niech Wasz ukochany Dziadziuś zazna spokoju tam, gdzie nie ma już cierpienia.
Sebastian |
Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
SebastianP
Odpowiedzi: 50
Wyświetleń: 30751
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2011-05-11, 21:28 Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
Spróbujcie może Nutridrinki wysokobiałkowe:
http://nutriciamedyczna.p...nk_protein.html
Dawkowanie:
Jako uzupełnienie diety: 1–3 opakowania dziennie (300–900 kcal; 20–60 g białka)
Mój tata też bardzo mało je po chemioterapii. Od dłuższego czasu stosujemy Nutridrinki jako stały składnik codziennej diety. Mojemu tacie najbardziej smakują czekoladowe i czytałem opinie, że faktycznie chyba są najlepsze, ale może Twój tata polubi inne smaki. Z proteinowych są jeszcze waniliowy i owoce leśne, ale te nie bardzo mu podchodzą.
Trzymam kciuki i nie traćcie nadziei!! My też walczymy dalej, mimo że nie jest dobrze.
Sebastian |
Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
SebastianP
Odpowiedzi: 50
Wyświetleń: 30751
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2011-04-04, 22:01 Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
Powodzenia Aniu w dniu jutrzejszym! Trzymam kciuki, żeby lekarze podjęli właściwe decyzje co do dalszego leczenia Twojego taty. Mój tata za tydzień idzie na drugą serię chemioterapii i też mamy liczne obawy, jak to przyjmie i czy organizm będzie wystarczająco silny. Ale trzeba być mimo wszystko dobrej myśli.
Też cieszę się, że trafiłem na to forum, chociaż jeszcze pół roku temu, nie pomyślałbym, że będzie to miejsce, na którym przyjdzie mi czytać tak wiele różnych historii i nawet coś napisać. Co tylko potwierdza, że życie jest bardziej skomplikowane, niżby się nam mogło wydawać.
Raz jeszcze powodzenia i jak mówią słowa piosenki - poczucia szczęścia, nawet gdy wichura, nawet gdy wichura...
-- Sebastian |
Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
SebastianP
Odpowiedzi: 50
Wyświetleń: 30751
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2011-04-03, 23:33 Temat: Nowotwór złośliwy jelita z rozsiewem do otrzewnej . |
Witaj ADANNA,
śledzę uważnie, co piszesz i postanowiłem się przyłączyć do wątku, bo jestem w podobnej sytuacji, co Ty. Mój tata (67 lat) też ma nowotwór złośliwy jelita grubego z przerzutem do nadnercza - opisuję historię naszej walki z chorbą w osobnym wątku. Ja też miałem liczne dylematy co do tego, w jaki sposób rozmawiać z tatą o chorobie. Konsultowałem to z lekarzami jak okazało się, że mamy do czynienia z gruczolakorakiem G4. Lekarze wzięli to na siebie i powiedzieli, że to oni przekażą tacie informację i poinformują go o wszystkim. Jak się okazało przekazali tacie wersję "light", że jest nowotwór w wyciętym guzie i trzeba podać chemię. Ale nic nie wspomnieli o przerzucie i zaawansowaniu choroby. Niestety w dokumentacji medycznej, którą tata otrzymał, była cała prawda i zaczął ją czytać, to poczuł się oszukany trochę przez lekarzy, że nie powiedzili mu całej prawdy. Wtedy się bardzo załamał. Jak już pojechaliśmy na onkologię, wypełniając kartę przyjęcia, sam poprosił, żeby zaznaczyć w ankiecie, że chce być informowany o wszystkim, co jest związane ze stanem zdrowia, rokowaniami i leczeniem.
Od tamtej chwilii rozmawiamy w rodzinie otwarcie o wszystkim, co się dzieje. Ja jestem zdania, że należy rozmawiać otwarcie, ale mówiąc o postępie choroby, rokowaniach trzeba też dawać nadzieje, chociażby przywołując różne historie osób, które wygrały z nowotworem. Wiem, że to jest strasznie trudne - takie balansowanie pomiędzy prawdą, która bywa czasami brutalna i nie sposób od niej uciec, a nadzieją, która tak potrzebna jest choremy i rodzinie.
Wszystko przede wszystkim zależy od chorego, jak bardzo jest świadomy swojej choroby, jaki jest jego stan psychiczny. Oczywiście w chwilach trudniejszych, kiedy samopoczucie jest naprawdę słabe nie warto na siłę rozmawiać - wtedy lepiej po prostu być, cieszyć się wspólnie i starać się oderwać od choroby, ale w chwilach, gdy jest lepiej warto rozmawiać otwarcie.
Wbrew pozorom, mojemu tacie bardzo pomogła wizyta na onkologii, gdzie zobaczył, że nie jest sam ze swoją chorobą - że są setki ludzi, którzy walczą, nie poddają się i wygrywają. Często niewiedza właśnie bywa zła, bo wszystko sobie demonizujemy. W mojej rodzinie, ale myślę w wielu rodzinach, w których "zagościł rak" to niewiedza często powoduje, że pojawiają się demoniczne myśli - słowo "rak", "przerzut", "chemia" brzmią jak słowa ostateczne, a tak przecież nie jest. Przerzut nie oznacza nic ponad to, że organizm jest chory i trzeba mu pomóc walczyć. Piszę to z perspektywy mojego doświadczenia i tego, jak to wygląda u mojego taty. Gdy się dowiedział o przerzucie odległym odebrał to jako wyrok i żegnał się ze światem - dziś bardziej się już z tym oswoił i mówi częściej o tym w kategoriach czegoś, z czym trzeba walczyć wszystkimi dostępnymi środkami. Podobnie odczuwa to rodzina.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz, ktorą chciałbym napisać, która mnie osobiście wydaje się istotna. Każda ciężka choroba powoduje, że zadajemy sobie pytania, często te najtrudniejsze. Czasami warto od niech nie uciekać, zmierzyć się z nimi - wspólnie. My, synowie, córki, najbliżsi, często nie zdajemy sobie sprawy, że ta najdrożdza nam osoba też zadaje sobie te najtrudniejsze pytania, często o nich nie mówiąc, uciekając, bo pojawia się strach. Wiem, że to jest cholernie trudne, ale taka rozmowa może okazać się bardzo uspokajająca i kojąca dla obu stron.
Trzymam kciuki za Ciebie, tatę i całą rodzinę. Myślę, że podejmiesz właściwą decyzję i będziesz rozmawiała z tatą o chorobie w taki sposób, w jaki uznasz, że będzie najlepszy teraz dla Twojego taty i rodziny. Prawda jest taka, że rodząc się, nikt nas nie przygotował na takie sytuacji, nie ma też uniwersalnego poradnika, ktory dawalby 100% trafione rady i zalatwial za nas wszystko. Dlatego tez wszystko, co robimy w takiej sytuacji, robimy slusznie, bo kierujemy sie miloscia do bliskiej nas osoby i najlepszymi intencjami. |
|
|